Smażalnia „Złoty Pstrąg”

Smażalnia Złoty Pstrąg w Wołkowyi, jest stosunkowo nowym lokalem na mapie Podkarpacia. Mimo, że od otwarcia lokalu minęło tylko kilkanaście miesięcy to zdążyli już zbudować sobie spore zaufanie wśród gości. W czym tkwi sekret tego miejsca i dlaczego warto tutaj przyjechać? O tym oraz o wielu innych ciekawostkach udało nam się porozmawiać z właścicielami tego miejsca.


Mamy sierpniową słoneczną sobotę i udajemy się w kierunku Smażalni Złoty Pstrąg, która znajduje się przy głównej drodze w Wołkowyi w kierunku Polańczyka. Wydawać by się mogło, że większość turystów będzie opalała się nad Jeziorem Solińskim, a my spokojnie zasiądziemy przy stoliku. Nasze przypuszczenia i nadzieje szybko zostały rozwiane, kiedy to wjechaliśmy na parking i okazało się, że ciężko będzie ze znalezieniem wolnego miejsca. Podobnie sytuacja wyglądała przy okienku do składania zamówień, gdzie w kolejce oczekiwało kilkanaście osób. Udało nam się jednak na chwilkę oderwać właścicieli od pracy i zamienić z nimi kilka słów.


Smażalnia Złoty Pstrąg to chyba dość nowe miejsce?

– Tak, jest to nasz drugi sezon działalności, więc można powiedzieć, że jesteśmy stosunkowo nowym lokalem. Ciągle się czegoś uczymy i staramy rozwijać.

Skąd wziął się pomysł na rozpoczęcie takiej działalności?

– Można powiedzieć, że to wszystko zaczęło się trochę przez przypadek. Cała ta działka, oraz cały teren za nami należy do nas. Prowadzimy tutaj wynajem pokoi oraz domków, a dokładnie w tym miejscu w którym się znajdujemy stał kiedyś plac zabaw i duży czerwony parasol, który z daleka rzucał się w oczy. Znajdujemy się przy głównej trasie na Polańczyk i sporo osób zatrzymywało się z pytaniem czy można tutaj coś zjeść. Wtedy jeszcze taka możliwość nie istniała, ale dało nam to pomysł na nowy biznes.

Więc można powiedzieć, że to trochę przypadkowi ludzie podrzucili Wam pomysł na otwarcie tego miejsca?

– Dokładnie tak, nigdy wcześniej nie zajmowaliśmy się gastronomią. Skupialiśmy się na wynajmowaniu naszych pokoi oraz domków, ale ilość zapytań przejeżdżających osób była tak duża, że postanowiliśmy podziałać w tym temacie.

Czyli z jednego małego czerwonego parasola powstało to miejsce?

– Na początku wyglądało to trochę inaczej. Było tutaj mniej miejsca niż obecnie. Jak widzicie nie mamy typowego lokalu czy zamkniętej sali do obsługi. Nasza smażalnia to kuchnia, całe zaplecze oraz wiata z miejscami siedzącymi dla naszych gości. Wszystko odbywa się na świeżym powietrzu. W tym roku do wiaty dodaliśmy zwijane przeźroczyste ścianki na wypadek gorszej pogody, oraz został wybudowany spory taras z widokiem na Jezioro Solińskie.


Który sezon działalności jest dla Was trudniejszy? Ten pierwszy kiedy musieliście się wszystkiego nauczyć? Czy może ten obecny- taki zakręcony przez pandemię?

– Rok temu działaliśmy na pewno w trochę mniejszej skali. Było tutaj mniej miejsca, mniej turystów, a co za tym idzie trochę mniej pracy niż obecnie. Mieliśmy za to więcej nauki, potrzeby rozwijania się i dostosowania do potrzeb rynku. Mimo tego możemy uznać ten pierwszy sezon za bardzo udany. Ten sezon to szaleństwo. Ilość turystów jest ogromna, pracujemy całymi dniami siedem dni w tygodniu, tak aby każdy gość wyszedł od nas zadowolony. Możemy śmiało powiedzieć, że w tym sezonie „na tygodniu” mamy więcej gości niż w poprzednim sezonie w weekendy. To pokazuje też, że chyba robimy dobrą robotę i ludzie to doceniają.

Rzeczywiście, siedzimy tutaj kilkanaście minut, a stoliki praktycznie cały czas są zajęte, ciągle przychodzi ktoś nowy. Mimo tego wszystko funkcjonuje bardzo sprawnie. Jak myślicie, w czym tkwi sekret tego miejsca?

– Przede wszystkim w naszej karcie menu. Mamy tylko kilka pozycji, a głównym bohaterem jest ryba. To sprawia, że wszystko podajemy świeże, robione bezpośrednio na zamówienie klienta. Jakość produktu jest dla nas najważniejsza. Pstrągi bierzemy od sprawdzonej hodowli z Zakopanego, która hoduje je w systemie przepływowym. Sandacze mamy, aż z Pomorza. Są to produkty droższe, ale i lepsze jakościowo. Moglibyśmy brać te ryby z innych hodowli po niższych cenach, ale nie chcemy tego robić właśnie ze względu na jakość. Cieszymy się kiedy widzimy, że klienci do nas wracają. Mamy swoich stałych bywalców, którzy są w stanie przyjechać do nas z Sanoka, Krosna, Przemyśla, czy nawet z Rzeszowa. Trafili do nas przez przypadek, ale chętnie tutaj wracają bo wiedzą na co mogą liczyć. Do tego kilka klasycznych potraw takich jak ruskie pierogi czy kotlet schabowy. Na pewno każdy znajdzie coś dla siebie.


Przy takim ruchu kuchnia działa zapewne na pełnych obrotach.

– Dokładnie tak, mamy mnóstwo pracy, ale dajemy radę. W smażalni pracuje cała nasza rodzina, oraz osoby z zewnątrz. W kuchni mamy panią, która w gastronomii pracuje już ponad 20 lat i ma ogromne doświadczenie. Cała ekipa bardzo dobrze się ze sobą dogaduje co też ułatwia pracę. Mimo tego, że zamówień jest bardzo dużo to czas oczekiwania na otrzymanie swojej potrawy nie jest długi. Cały czas staramy się udoskonalać naszą pracę, tak aby każdy klient wyszedł od nas najedzony i zadowolony.

A jak pandemia wpłynęła na Waszą działalność?

– Tak jak większość miejsc, my również byliśmy zamknięci przez jakiś czas. Następnie pojawiła się możliwość sprzedaży „na wynos” z której oczywiście skorzystaliśmy. Nasz parking zamienił się w „sale restauracyjną” ponieważ zdarzało się, że goście jedli nasze potrawy w swoich autach. Teraz sprzedajemy już normalnie, oczywiście z zachowaniem wszelkich wytycznych.

W ciągu tego roku sporo się zmieniło, macie jakieś plany na przyszłość?

– Chcemy na pewno dalej się rozwijać i zadowalać naszych gości. Kiedy otrzymujemy pozytywne komentarze daje nam sporo motywacji do dalszej, ciężkiej pracy. Ilość przybywających klientów sprawia, że na pewno będziemy chcieli powiększyć parking. To nasz główny cel na najbliższe miesiące. Jeżeli chodzi o menu to zastanawiamy się nad wprowadzeniem do karty zupy rybnej. Jednak przygotowanie jej nie jest proste i pewnie zajmie trochę czasu zanim nauczymy się ją robić.


Podsumowanie:

Udało nam się spróbować flagowe dania z całej karty, czyli pstrąga smażonego oraz grillowanego. Wszystko to z dodatkiem sporej porcji frytek i zestawu surówek. Całość na talerzu nie tylko wyglądała, ale i smakowała obłędnie. Można powiedzieć, że ryby „rozpływały się w ustach”. Mięso było soczyste, dobrze doprawione, a skórka chrupiąca i aromatyczna. W smażonej wersji ryby nie czuć było frytury, co czasami zdarza się w tego typu lokalach. Mimo sporej ilości osób nie czekaliśmy długo na swoje zamówienie. Kuchnia działa sprawnie i rzetelnie. Całe danie wyglądało bardzo estetycznie i widać było, że składniki nie zostały tylko „rzucone” na talerz. Smażalnia znajduje się na wzniesieniu w malowniczej okolicy, co sprawia że możemy zajadać się tymi smakołykami z pięknym widokiem na Jezioro Solińskie. Wszystko wydaje się być dobrze zorganizowane i przemyślane. Każdy klient po złożeniu zamówienia dostaje elektroniczny pager, który informuje nas o możliwości odbioru swojego zamówienia. Wyszliśmy bardzo zadowoleni i najedzeni. Na pewno jeszcze tutaj wrócimy!